Zdrawko Kisiow, Czystopis

Autor: admin. Kategorie: Przekłady poezji; Zdrawko Kisiow, Czystopis .

O autorze

     Zdrawko Kisiow, urodził się w 1937 roku w miasteczku Zawet w okolicach Ruse, ale swoje życie związał z Ruse, gdzie pracował jako dziennikarz i redaktor pism literackich.
Jest autorem tomików poetyckich: Otkrowenije (1962, Wyznania), Monołozi (1966, Monologi), Pokana za pesen (1972, Zaproszenie do pieśni), Baładiczen czas (1974, Pora ballady), Wytreszen pejzaż (1976, Pejzaż wewnętrzny), I wse synuwam chyłm (1976, Wciąż śni mi się wzgórze), Neobchodima bołka (1978, Nieunikniony ból), Bezkrili angeli (1981, Bezskrzydłe anioły), Mestożitełstwo (1982, Miejsce zamieszkania), Zrenije (1984, Wzrok), Otliczitelen beleg (1985, Znak szczególny), Dichanije (1987, Oddychanie), Tajnopis (1987, Pismo tajemne), Pokazanija (1990, Zeznania), Eżednewni razpjatija (1995, Powszednie drogi krzyżowe), Nebesen głas (2002, Niebiański głos), Kanon (2002, Kanon) oraz książki reportażowo-eseistycznej o Litwie. Jego wiersze zostały przetłumaczone na 15 języków. Realizuje się również jako aktywny tłumacz, głównie poetów z krajów nadbałtyckich, w tym polskich. Przełożył wybory wierszy Haliny Poświatowskiej, Tadeusza Śliwiaka, Tadeusza Rózewicza, Andrzeja Warzechy, Justinasa Marcinkieviciusa Witautasa Karaliusa, Ojara Vacietisa, Imanta Ziedonisa, Matsa Traata, Katri Vala, Ałesa Razanowa, Aarne Puu,Władimira Buricza, Wiaczesława Kuprijanowa, Marina Sorescu, Karla Sandberga, antologię współczesnych poetów łotewskich, antologię 101 współczesnych poetów europejskich i inne. Jest członkiem Związku Pisarzy Bułgarskich oraz PEN-Clubu. Wyróżniony odznaką Zasłużony dla kultury polskiej (2002).

 

Czystopis

 

Kanon

Biała kartka –
niczym biała poświata
na stole w półmroku zmierzchu.
Nie dotykaj jej,
nie zapełniaj słowami,
jeśli nie możesz przydać im
choć odrobiny światła więcej,
od światła
tej pustej kartki!

Czystopis

Spróbuję przedostać się
jeszcze raz
przez otwory liter,
jak przez tunele –
do światła.
Jeszcze raz,
i jeszcze raz,
i jeszcze raz…
Dopóki nie powstanie
na kartce
splot światła.

Ranek

Wydaje się, że budzik tylko czekał
aż przymknę na chwilę znużone powieki,
aby rozdzwonić się z hukiem na długo przed świtem.
I choć natychmiast wkładam stopy
w wygodne, miękkie domowe pantofle
czuję, że kolejny raz mam na nogach
sztywne, twarde i ciężkie buciory
bezlitosnego życia.

Dola

Rano, kiedy idę do pracy,
Słońce pokrywa mi twarz złotem.
Wieczorem, kiedy powracam, księżyc
Posrebrza przygarbione plecy.
Tak dobrnę do końca drogi życia –
na poły złoty, na poły srebrny.

Repetycja

To natrętne
otwieranie i zamykanie drzwi
każdego ranka,
piski opon, jazgot klaksonów,
to zgiełkliwe przekrzykiwanie się maszyn,
łoskot pociągów, dzwonienie tramwajów,
ten przemieszany recytatyw
poleceń, wyjaśnień,
śmiechów, płaczów i szeptów –
to wszystko
jest właściwie tylko przygrywką,
repetycją
wielkiej, nieogarnionej orkiestry
przed koncertem,
który nigdy się nie odbędzie,
ale może być słyszany w całości
w chwili, kiedy budzisz się szczęśliwy.

Nierozpoznany

Wciąż nikt nie może mnie zobaczyć
takim, jakim naprawdę jestem.
Ktoś mnie ocenia po wyglądzie butów
Wiem doskonale – to może być tylko szewc.
Ktoś inny komentuje moje włosy
i zgadnąć łatwo, że pewnie jest fryzjerem.
Jeśli garnitur nie leży na mnie jak ulał,
uwagę na to zwróci oczywiście krawiec.
Dentysta przygląda się moim ust0m,
a pijak – kieliszkowi, który trzymam..
Moim pomyłkom ten przyklaskuje,
Kto sam jest jedną wielką pomyłką.
I tracę już jakąkolwiek nadzieję,
że ktoś dostrzeże wszystko naraz
i dotrze do samego sedna we mnie.
A chciałbym wiedzieć dokładnie,
gdzie podziewa się poeta w czasie,
gdy moje wiersze mnie rozszarpują.
Krzykiem się stanie, choćbym wyszeptał:
Nierozpoznany pośród swoich przechodzę!…

Wyrok

Błogosławiony jestem, czy może skazany
na istnienie w przestrzeni sprzeczności,
ale przypadło mi przez całe życie nosić
w ciele barbarzyńcy duszę Hellena.
Ku doskonałości kieruję spojrzenie,
a napotykam pokusy dnia codziennego
i to, co we mnie podrywa się do uniesień,
nieruchomieje nagle pod ciężarem chleba.
W końcu zaczyna brakować zmysłów,
by rozkoszować się aż do upadłego,
ale to, czym ciało chce się sycić –
dusza odrzuca z pełnym obrzydzeniem…
Duch i materia – kaprys niewiadomy,
zmagania raju i piekła we mnie!…
Czyżbym do końca życia miał dźwigać
na skrzydłach ducha brzemię marności?…

Telegram

Przychodzę do was – słowo po słowie,
słowo po słowie do was się zbliżam,
jakby mnie tłoczył niewidzialny telegraf,
jakbym sam stawał się swoistym telegramem.
Co wam przynoszę – czy radość, czy żale –
stanie się jasne dopiero pod koniec.
Ale cokolwiek by to nie było –
Jednego zasmuci, drugiemu sprawi radość.

Dopiero wtedy

Przez pierwszą, tę bardziej pazerną, połowę
otrzymanego w darze życia, zbierałem
w sobie gwiazdy, miłość i pieśni,
nie wiedząc nawet, w jakim celu.
Jak odwrócona w dół klepsydra,
co zebrałem, teraz oddaję:
gwiazdy – niebu, pieśni – ptakom,
a miłość – wszystkim moim braciom.
Umierając, nie chcę zabierać z sobą niczego…
W chwili, gdy wszystko wytoczy się ze mnie
– niczym z naczynia opróżnionego z płynu –
dopiero wtedy, tak, dopiero wtedy
dowiecie się, kim w istocie jestem.

Ukrzyżowanie

Teraz, serce, wszystko całkowicie jasne,
taki właśnie los był ci pisany.
Boś przecież, serce, doradzało mi,
abym szedł z otwartymi ramionami
do ludzi – miłością przepełniony.
A oni – widząc mnie takim, pomyśleli,
ze gotów jestem wziąć ten krzyż na siebie.
Ukrzyżowali mnie – na mojej miłości.
Nie cierpię z powodu ukrzyżowania, tylko że
– tak mocno przykuty teraz do krzyża –
nie jestem w stanie wziąć ich w ramiona.

Tajemnica

Bezlitosna jesteś, przyrodo,
i nieustannie czegoś mnie pozbawiasz.
Twoje świerszcze – wielogłosowe,
Swymi pieśniami odbierają mi słuch.
Twoje gwiazdy – niedosiężne,
odbierają mi ostrość widzenia.
Twoja ziemia – szczodra i ciężka,
odbiera mi resztki sił.
I coraz bardziej nabieram przekonania –
z prochu jestem w całości stworzony.
Bezlitosna jesteś, przyrodo,
ale zdradź mi swą tajemnicę:
skoro nieustannie czegoś mnie pozbawiasz,
co daje mi wyższość nad tobą?…

Zaleta

Zasłonięty szerokimi plecami
tych, którymi ciągle powodowała pycha,
aby siebie wystawiać na pokaz,
żyłem – przez was prawie niezauważony.
Teraz jednak odkrywam zdziwiony,
że właśnie to jest moją zaletą
i sprawia, że jestem dzisiaj nieskalany.
Podobnie jak ściana pod obrazem, która
zachowuje swój pierwotny, świeży kolor,
a co na pokaz wystawione – szarzeje
i traci świeżość bezlitośnie szybko.

Poświęcenie

Pyłek, który wczoraj
wyjąłem ci spod powieki,
dziś wpadł do mojego oka.
Niech jednak w nim zostanie –
bo jeśli go wyjąć, wpadnie
komuś innemu do oka,
gdyż nie ma końca prześciganie się
dobra i zła na tym świecie.
Nie patrz z poczuciem wyższości,
napotykając jednookiego!

Akustyka

Budzę się każdego dnia bez kogoś
Spośród tak bliskich memu sercu ludzi,
Toteż zwiera się ono konwulsyjnie,
Odczuwając ich utratę raz za razem.
I rozszerzeniu o miejsca opuszczone
wokół mnie ulega nieoczekiwanie przestrzeń,
staje się bardziej pusta, nieprzytulna, chłodna,
niczym ogromna, pozbawiona ludzi sala,
w której każde moje słowo, jęk i wołanie
powraca do mnie jedynie jako głuche echo.

Znak

Kiedy tak sobie czytałem, leżąc na tapczanie,
do pokoju z impetem wtargnęła moja córka
i pęd wprawionego w ruch powietrza
nagle obrócił niedoczytaną stronicę.
Czy był to znak, że któregoś dnia Los
wtargnie – równie niespodzianie i gwałtownie –
do mego życia, i bezlitosną ręką
odwróci jego bieg jak tę stronicę,
zanim moja księga będzie doczytana i zrozumiana!…

Zawiść

Z kamieni, rzuconych we mnie,
zbudowałem dom – jasny i przestronny;
zostało ich nawet w nadmiarze,
jeśli komuś potrzebne – mogę użyczyć.
Mimo wszystko, dobrze mieć wrogów!…
Teraz spoglądają na mnie z zawiścią.
Jeden za drugim, jak na wyścigi,
wpraszają się w gości – umizgują dwornie:
Trudno ci – mówią – ocenić nas właściwie.
To wszystko było dla twojego dobra!…”
Ale po każdych takich odwiedzinach
Dom mój drży coraz bardziej w posadach –
pewnie każdy z gości wynosi ukradkiem
jeden z kamieni, wbudowanych w ściany,
aby pewnego dnia dom runął mi na głowę.

Okno

Lubię stać godzinami w swoim pokoju
wśród znakomitych osób – ich książek i obrazów,
lubię też spacerować po tętniących życiem
ulicach, oferujących tyle pokus,
i jakże łatwo można wyczuć w nich,
która zachcianką ciała jest, a która – duszy.
Kiedy jednak wychylę się przez okno, zazwyczaj
po to, by zmęczony zaczerpnąć powietrza, czuję –
do połowy jestem w pokoju, do połowy – poza,
głową – w nocy, ciałem pośród książek,
niczym nieoczekiwanie wytarowana waga,
i zdaje mi się, że ustanawiam ład
między dwoma żywiołami, które we mnie walczą.
I trwam tak długo w tym oknie,
przypominając pole bitwy
podczas rozejmu między dwiema wojnami.

Wieczorne bytowanie

Wieczorne bytowanie nad książkami w ciszy,
skrzypienie pióra po kartce i łzawienie oczu.
Co z tego, że za oknem kusi cię zgiełk miasta –
Przetrzyj okulary i zapomnij o świecie!
Teraz jesteś magiem, czarodziejem, wieszczem,
inny, wspanialszy świat tworzysz z siebie.
A na białej kartce może powstać to, co
w życiu nigdy zaistnieć nie może.
Niech mówią, że jesteś anachroniczny,
że naiwny z ciebie dziwak, a nawet pomyleniec…
Duszę masz wrażliwą, łatwo można ją zranić,
lecz właśnie w tej słabości tkwi cała jej siła.
Z lampy ponad kartką płynie jasny strumień,
wokoło, pośród nocy, do snu układają się rzeczy.
Tak każdego bożego dnia życie ci przemija
niczym jasne światło, zawieszone nad cieniem.

Nieśmiertelność

Nie opuszczasz nas, nieświadome pragnienie
prawdy, doskonałości i piękna,
skoro Wenus – nawet już bezręka – dotyka nas
swym klasycznym wirtualnym gestem.
Ale i podstęp, raz przywołany na świat
Złowieszczym arcydziełem – jest nieśmiertelny.
I zda się, że wojna trojańska istniała
nie w pieśniach Homera, lecz zaświadcza o niej to,
iż nad wszystkim, z czym dziś się spotykam,
zalega cień Odyseuszowego drewnianego konia.

Przeczucie

Po niezliczonej ilości niepowodzeń i klęsk,
właśnie teraz, będąc na szczycie chwały,
dlaczego odczuwasz raczej złość
niż zadowolenie, raczej smutek
niż oszalałą radość z triumfu?…
Czyżbyś pojął, że właśnie teraz
jesteś samotny jak nigdy przedtem,
niczym szczyt, przykryty mgłą,
podczas gdy u podnóża, tam w dole
wrze życie, ciała ciał dotykają.
Więc jeśli mówić tu o pokonanych,
To w istocie rzeczy jesteś jednym z nich.

Iluzja

Chłopiec jakiś idzie równiną,
na okarynie gra prostą pieśń,
i widzi jak trawa wokół niego
nagle żywiej wyrasta, a kwiaty
i drzewa – rozkwitają radośnie,
i ptaki wraz nim wyśpiewują.
Pozwólcie mu grać i nie pozwólcie,
aby poznał prawdę, że kwiaty
i drzewa nie pod wpływem pieśni
rozkwitły,
skoro wokół jest wiosna.

Apokryf

… I nie zdoławszy
pokonać nas w otwartym polu,
najeźdźcy zjawili się na powrót
i postawili pod murami twierdzy
dziwacznego drewnianego konia.
Ale my słyszeliśmy już wcześniej
o podobnym podstępie,
toteż stał niezmiennie pod murami.
Dużo później stwierdziliśmy, że w środku
był całkowicie pusty,
i właśnie na naszą przezorność
liczył nieprzyjaciel.
Nikt z nas nie opuszczał twierdzy,
nasze mięśnie zwiotczały,
oręż pokryła rdza,
kobiety uśpiły nas na swych łonach…
I pewnego dnia poddaliśmy się sami, bez walki.

Mgnienia

Kiedy na mnie patrzysz, to jakby światło
W każdy zakątek duszy się wlewało;
od twego spojrzenia mrok topnieje
i wszystkie nietoperze, sowy, oślepione,
opuszczają jaskinię duszy.
Te mgnienia jakąś czystość wnoszą do mnie,
jak świeży śnieg, kiedy całunem kryje ziemię,
i każde słowo na nim, choćby najprostsze,
gdy je napisać – długo będzie skrzyć się,
mienić i świecić ciepło jak słońce…
A śnieg będzie leżał nie topniejąc.

Niewytłumaczalne

I chociaż uwolniłem cię od bycia ze mną,
i chociaż przekreśliłem cię w swym sercu –
to wciąż bywają takie chwile, kiedy
zjawiasz się w moich myślach,
niczym oswojony ptak,
powracający, nie wiedzieć czemu,
pokornie do swojej klatki.
Ale jaki ma w tym cel, skoro już nie śpiewa?…

Na piasku pisane

Choć ten jeden dzień byłem tak szczęśliwy z tobą,
że słodka zdała mi się – o dziwo – woda morska.
Mimowolnie, jak podczas zabawy, w uniesieniu beztroskim,
„Kocham cię!” –  napisałem wówczas na piasku.
Kiedy nazajutrz powróciliśmy oboje na plażę,
wszystko zastaliśmy tam niezmienione od wczoraj,
jedynie naszych śladów na piasku nie znaleźliśmy,
a napis – porwał ze sobą wiatr w ciągu nocy.
Pamiętając o tym, niekiedy boję się, że wszystko,
co napisałem do tego dnia w swoim życiu,
choć miało sens głęboki, spotka los podobny –
na piasku było pisane, przez wiatr przeczytane.

Ból

Tej nocy
spałem chyba na ręce –
przyciśnięta ciałem,
okazała się cała zdrętwiała.

Kiedy się obudziłem,
krew zaczęła napływać do niej.
O, jakże boli,
kiedy strużka ożywcza
wdziera się do zmartwiałej tkanki!…

Dusza moja –
przytłoczona tysiącami kłamstw –
niekiedy,
w zetknięciu z prawdą,
boli nie mniej dotkliwie.

Ale ten ból, z całą pewnością,
będzie moim wybawieniem.

Jałmużna

Przez cały dzień
stał na rogu żebrak,
oczekując datków na kawałek chleba.

Zdarzyło się raz, że na jego dłoni siadł
wspaniały kolorowy motyl,
machając jedwabistymi skrzydłami.
Można by pomyśleć, że natura,
niczym jałmużnę,
wrzuciła mu do dłoni
okruch piękna.

Zapatrzył się na barwne stworzenie
i zapomniał o głodzie.

Z pewnością niektórzy przechodnie
tak go zapamiętali:
szczęśliwego,
z wyciągniętą w biblijnym geście ręką, –
jakby nie prosił,
lecz dawał drugiemu
to, czego sam nie posiada.

A ty się pytasz

O, pamiętam ten krzyk mew,
przeszywający horyzont;
odległe,
niesamowite wspomnienie,
wyryte w pamięci!…
Dzieci schwytały wtedy mewę
i, oblaną atramentem,
wypuściły
na wolność. Na wolność!
Wtedy mew cała gromada rzuciła się
na nią z zapiekłą wściekłością.
Oto, powiedziałem do siebie,
pamiętaj,
że i atrament może zabijać!…

A ty się dzisiaj pytasz,
dlaczego z taką rozwagą i tak długo
siedzę z piórem w ręku nad wierszem.

Znaki szczególne

I oto, po tak wielu latach
Ten człowiek znowu tu powraca.
Co prawda bardzo odmieniony,
ale poznaliśmy go na pierwszy rzut oka
po bliznach,
jakie zostały mu po naszych ciosach.

Dokładny czas

W codziennym zabieganiu,
Które trwało całe lata –
Życie, zaplanowane co do minuty –
do tego stopnia utożsamiliśmy się,
zrośliśmy się z czasem,
że niepostrzeżenie dla nas,
gdy zegar się popsuł,
dzień po dniu przesuwaliśmy wskazówki
palcem
i zegar nadal wskazywał
dokładny czas,
jak wszystkie inne.

Dziedzictwo

Wczoraj byłem na szczycie,
dziś ponownie schodzę w dół…
Tak, ja też jestem Syzyfem. Nie myśl,
że coś zmieniło się w ciągu wieków,
że to wszystko było baśnią, mitem…
Jedynie kamień, który pcham przed sobą,
stał się jeszcze cięższy
od pyłu i błota,
których przybyło wraz z życiem.

Definicja

Czym jest bycie poetą?
Może czymś podobnym
do gry zgrabiałymi z zimna palcami
na flecie,
w czasie mrozów, zamieci,
gdy nie masz pewności, że ktoś słucha.
Ale mimo to mocno wierzysz,
że po tej twojej pieśni
wiosna zjawi się nieuchronnie.

Flora

Te drzewa,
te wiecznie zielone drzewa,
czym zasłużyły sobie na ten niezwykły zaszczyt,
nagrodę lub przywilej –
bycia wspanialszymi od wielu innych współbraci?
Kiedy jesień obnaża liść po liściu
całą niezliczoną rzeszę innych drzew,
one stoją obojętne,
wyprężywszy dumnie pnie przystrojone zielenią.
A może to właśnie jest ich przekleństwem.
Jest w tym wszakże coś tak
niemoralnego i niestosownego –
jak choćby w paradowaniu w kożuchu
pośród tłumu gołych!
Mimo wszystko, to nie one, to nie one są znakiem
nadejścia jesieni,
pojawienia się wiosny.

Oblicze Boga

Wiek przychodzi i odchodzi,
będąc dla Boga zaledwie chwilą,
i Bóg ożywia niespodziewanie
swe surowe, niewzruszone oblicze,
roniąc łzę
lub uśmiechając się.

Tą łzą
może być Beethoven,
uśmiechem – Mozart…

A tam,
między uśmiechem i łzą,
pozostajemy my, bezimienni –
surowe, niewzruszone oblicze
Boga.

Opowieść

Ich biografie były zwyczajne i proste –
przez całe życie byli w sobie zakochani.
Całe ich życie było promienne i jasne,
jakby Złote runo było zawsze
gdzieś blisko nich,
jaśniejąc tajemniczym blaskiem.
Nic jednak o nim nie wiedzieli
i może właśnie to
sprawiało, że byli tym lepsi i urzekający.

Alfabet

Należę do tych, którzy zawsze przegrywają.
Jednym ciągiem strat okazało się moje życie,
a każda opatrzona czyimś imieniem,
początkową literą, inicjałem…
Kiedy więc słyszę, jak pierwszaki składają
litera po literze cały alfabet z elementarza,
przypominam sobie równie wyraźnie
wszystko, co utraciłem – po kolei.

Drzewo

Jesień – czas rozmyślań,
podsumowań i wizji przyszłości!…
Drzewo pod moim oknem
również pisze opowieść o swoim życiu
i liść za liściem
posyła do mego pokoju, abym ją czytał:
ile wiatrów nim targało
i nie zdołało przygiąć…
Ile ptaków wiło w jego gałęziach gniazda
i ile spośród nich przez te wszystkie lata
porzucało…
Jak wiatr rozwiewał jego nasiona
na wszystkie możliwe strony,
a ono nic nie wie o ich losie…
I tylko o jednym milczy dyskretnie –
o miłosnych wyznaniach zakochanych,
którzy nieoczekiwanie schronili się
pod jego koroną.
A może ono także nie potrafi
powiedzieć o miłości niczego więcej
od samej miłości!

Zemsta

Pewnego dnia obudzę się jako człowiek pierwotny –
bez dachu nad głową,
nagi, zziębnięty i głodny.

Wszystko, co dotąd posiadałem,
porzuci mnie raz na zawsze,
mszcząc się za moją chciwość.

Cegły domu
rozpadną się w proch
i znajdą sobie miejsce w ziemi,
z której zostały ulepione.
Podobnie kamienie i piasek, powrócą
do skał i w koryta rzek.
Siekiery i wszystkie pracowite narzędzia
rozpadną się na czynniki pierwsze.
Ubrania i pościele
pognają na pola i pastwiska –
do korzeni bawełny i lnu,
do ostrzyżonych owiec…

A ja –
nagi, bezbronny i głodny,
będę musiał zacząć od nowa
życie
w jakiś inny, jeszcze nieznany sposób.

Sen

Dokładnie w momencie,
kiedy domami wstrząsnęły
podziemne drgania,
człowiekowi śniło się
trzęsienie ziemi.
Sen był tak łudząco rzeczywisty
i tak długi,
że śni się do tej chwili.

Całun

Każda kartka papieru,
każda kartka w tej książce
jest przesączona moją krwią,
każda kartka jest jak całun.
I niczym białe płótno,
okrywające rannego,
ukazuje miejsca jego ran.
Trzeba tylko umieć je dostrzec.

Odmowa

Któregoś dnia zniknę,
Zapadnę się nagle i niespodziewanie,
pójdę na dno
jak statek z przepełnionymi ładowniami –
przepełniony wspomnieniami,
bólem i radościami –
tylko dlatego, że nie potrafię
wyrzucić z siebie żadnego z nich
jako balastu niepotrzebnego sercu.

Dobroć

Człowiek dobry
Nigdy nie jest samotny.
Nawet wtedy, gdy nie ma przy nim nikogo,
rozmawia z obłokiem,
rozmawia z ziemią,
z drzewem, trawą i z kamieniem.
Z własną samotnością rozmawia
i wtedy przestaje ona być samotnością.

Wybawienie

Do dziś nie mogę pojąć,
jak to się mogło stać,
że kiedy rzeka nagle wezbrała,
wartko tocząc wzburzone odmęty,
spośród piętnastu tonących
uratowaliśmy szesnastu.
A może, ratując innych,
Dodałem do nich i siebie!…

Stary poeta

Kiedy ma się za sobą połowę drogi,
daje o sobie znać nadmiar natchnienia.
Ale stary poeta nie ma już cierpliwości
językiem giętkim stroić myśli w słowa…
Siedzi w zamyśleniu i samotności,
podobny do rzeźbiarza,
który patrząc na kamień poprzestaje
na wizjach wyrzeźbionych posągów,
ale wykuć już się nie ośmiela,
aby nie uśmiercić ich powołaniem do życia
w jedynej i ostatecznej formie.

Natchnienie

Bywa, zupełnie nieoczekiwanie dla mnie,
pochylonego na białą kartką –
że i mnie nachodzi natchnienie.
Jest jak strumień powietrza, jak powiew,
wywołany skrzydłami niewidzialnego anioła,
odsiewającego z kartki leżącej przede mną
wszystkie błahe i ulotne, nie dość nośne słowa,
aż pozostaną tylko te najprzydatniejsze,
najsilniejsze, najpełniejsze i najpłodniejsze
jako nasiona na zasiew słowa.

Twórczość

Cierpliwe, rok po roku
dobieranie słów-samosiewek,
nadawanie im sensu,
układanie – wers po wersie –
w zgrabne, równe rządki.
Wydaje się jakby przez otwory liter
przewleczony został sznureczek
i już nie wiadomo czym
stał się każdy wiersz:
naszyjnikiem,
amuletem – aby chronił,
czy też kajdanami.

Oszczędność

Od trzydziestu lat
piszę nieprzerwanie
ten jedyny wiersz,
który ma wyrazić najpełniej
moje życie, zmagania, marzenia.
Zawsze jednak okazuje się,
że jest w nim za dużo słów,
aby mógł być prawdziwy.
A więc pozbywam się ich po kolei.
Przyjdzie dzień, w co wierzę, że go skończę.
Będzie wyszukanie doskonały i oszczędny –
bez jednego słowa, bez jednego brzmienia.
Zamyślcie się wiec przez chwilę,
kiedy trafi do was niechcący
pusta, niezapisana kartka papieru –
czy nie jest ona przypadkiem moim
właśnie skończonym wierszem!

Prawda

Powiedziałem całą prawdę.
Otworzyłem oczy
i powiedziałem całą prawdę,
ale głos mój zamarł
wśród grobowej ciszy.
Powiedziałem całą prawdę.
Rozpłomieniłem się żarliwie
na oczach wszystkich,
ale nikt podbiegł, aby mnie ugasić.

Tożsamość

Jestem tym szaleńcem,
który całe życie gromadzi poduszki
i stara się puch w nich
zamienić z powrotem w ptaki.

Przepowiednia

Całe życie,
bez wytchnienia,
jak katorżnik,
przykuty do galery,
będziesz wiosłował niestrudzenie
w obawie, by nie być wyrzucony za burtę.

I tylko raz
ktoś inny weźmie wiosła zamiast ciebie,
ale będzie to już przewoźnik Charon,
odprowadzający cię rzeką Styks
na tamten świat.

Niebiański głos

Czyż nie przypomina ci o sobie
ten głos,
czyż nie przemawia do ciebie:
grzmotem piorunów,
szmerem deszczu i strumieni,
trelami słowików…
Nie miałeś pojęcia, kim jest,
o czym mówi…
Teraz daje ci to do zrozumienia
także muzyką Bacha.
I dalej pozostaniesz głuchy
na te niebiańskie wezwania?

Bezpłodność

„każde więc drzewo, które
nie daje dobrego owocu,
zostaje wycięte i wrzucone w ogień.”
Mat., 3,10

I oto, po latach powracam
do starego domu rodzinnego
i szukam drzewka,
które posadził ojciec
w dniu moich narodzin.
Szukam swego rówieśnika…
Wita mnie obecny gospodarz
domu:
„ – O to drzewo pytasz?
Ono, synu, wyrosło wysokie,
ale nie dawało owocu.
Nawet jego cień
Nie służył dobrze ludziom…
Ścięliśmy je –
w takich wypadkach
siekiera jest sprawiedliwa…”.
Mówi do mnie
I badawczo patrzy mi w oczy.
A może tak mi się tylko wydaje.
Ale na zawsze zapamiętuję to spojrzenie,
które jakby sprawdza,
czy nie jestem jak owe drzewo.

Potwierdzenie

Nie triumfuj,
nie ciesz się przedwcześnie,
że nie masz już problemów,
że wszystko jest jak trzeba…
To oznaka, że Nieczystemu udało się
zapanować nad twoją duszą
i dał ci święty spokój –
do dnia,
w którym powita cię
na progu otchłani.

Gołębie

„…ujrzałem Ducha, który zstępował z nieba
jak gołębica i spoczął na Nim”

Codziennie
przechodzisz przez plac
pełen gołębi,
miłosnego gruchania
i trzepotu setek skrzydeł.
Jak dzieci wokół
rzucasz powoli okruchy,
stając się podobny do nich,
rozpromieniony
nieoczekiwaną dobrocią i uśmiechem.
I jeśli jeden
z tego mrowia gołębi
spocznie na twoim ramieniu,
pewnie nie będzie Duchem Świętym,
ale nie przestawaj wierzyć,
nie przestawaj wierzyć,
że pewnego dnia
spocznie on i na tobie!

Poryw

Nad wazonem z kwiatami,
stojącym na oknie,
przeleciał przez moment cień ptaka.
I nikt nie pomyślał,
dlaczego zaraz potem
kwiaty gwałtownie
podniosły się do góry,
wypijając do ostatka wodę,
na którą padł cień ptaka.

Obecność

„Liczyłem i doliczyłem się do Jednego.”
I. Ziedonis

Tak wielu ludzi
jest ciągle wokół mnie,
a wydaje się, że jestem na pustyni.

Boże, jedynie ty jesteś Jeden,
ale nigdy z Tobą
nie czuję się samotny.

Mama umiera

Mama umiera.
Mama odchodzi ze świata
i ostatnia łza
spływa z jej oczu.
W moich nie ma już łez –
nad losem innych
wypłakiwałem je bez ustanku,
mamo,
jakże tak, czyżby dla ciebie
nawet jedna nie została!…
A tam, za oknem,
śnieg cicho pada,
śnieg jak okiem sięgnąć –
ziemia nie chce cię przyjąć do siebie.
I wiem w tej właśnie chwili,
że to śnieg.
To puch ze skrzydeł anioła,
zmagającego się z diabłem
o twoją duszę.

Ballada

Kiedy ci zbydlęceni, brutalni mężczyźni
ruszyli za nią w pościg,
ona – wczoraj jeszcze dziewczę,
dziś już w pełni kobieta –
poszukała schronienia
w samotnej cerkwi przy drodze
i ukryła się gdzieś tam, wśród ikon,
do twarzy boleściwych na nich podobna.
Nie powstrzymało ich to przed ściganiem
i tu.
Z lękiem,
ale wciąż opętani żądzą myśliwych,
sprawdzili każdy kąt,
potem – spojrzeli na ściany
i zobaczyli,
że twarze na wszystkich ikonach
są do niej podobne,
i wtedy – jedna po drugiej –
zdjęli je ostrożnie,
aż pozostały tylko nagie,
nieskazitelnie białe ściany.
I para butów,
do jej butów podobna.

Exodus

Przed tym, kto powraca do ojczyzny,
choćby nie była ziemią Chanaan,
a on nie powracał
z niewoli egipskiej,

przed tym, kto powraca do ojczyzny,
morze zawsze
rozstępuje się na drodze
i nawet na pustyni
czeka na niego
manna niebieska.

Warunek

Uśmiechasz się sceptycznie,
słysząc opowieści
o cudach, dziejących się
z pomocą i w imię Boże.
Nie dziwię się
twemu niedowierzaniu,
bo dobrze wiem,
że tylko wierząc,
można stać się świadkiem
cudu.

Zwyczajny Chrystus

W oczach ludzi dziecko spoza małżeńskiego łoża,
Poczęte w nader wątpliwych okolicznościach,
zrodzone w stajence, z rodziców
o nie całkiem przekonującej genealogii,
biedny,
wałęsający się po kraju bez określonego zajęcia,
niegrzeszący urodą,
a nawet cokolwiek brzydki, wedle Izajasza, proroka,
w niczym nie przypominający króla,
za jakiego chciał uchodzić…
Mimo swej boskiej istoty,
z wyglądu do tego stopnia zwyczajny,
niewyróżniający się wśród tłumu,
że aby oddać Go w ręce prześladowców,
jeden z jego sprzymierzeńców
musiał Go wskazać pocałunkiem.

Spis powszechny w Judei

Tetrarcha Herod
liczy na lennych włościach
wszystkich poddanych Cesarza.
Ale choć stara się jak może,
z góry wiadomo, że pomyli się
w rachubach.
Wszak tylko w tym jednym,
właśnie narodzonym w Betlejem
Dzieciątku,
skupiła się
cała ziemska ludzkość.

Mesjasz

W Betlejem,
w żłóbku na słomie,
dopiero co narodzone Dzieciątko
wymachuje wesoło rączkami.
Wszyscy wokół Niego –
pasterze,
królowie,
Józef,
Maryja –
przyglądają mu się tkliwie.
Jeszcze nikt nie dostrzega
na jego stopach i dłoniach
małych,
ledwie widocznych śladów,
przypominających
blizny po gwoździach.

Nie do wiary

Nie do wiary! –
Kiedy klęczysz,
odległość między Tobą i Bogiem,
zamiast się zwiększać,
maleje.
I choćbyś szeptał najciszej,
Bóg słyszy twoją modlitwę!

Oddawanie

Jako żarliwi pielgrzymi,
codziennie wyjawiamy
swoje oddanie Bogu
i zanosimy Mu dary w ofierze.
Ale często zapominamy,
że Bóg bardziej zważa
nie na to,
co oddajemy Jemu,
a na to,
co zatrzymujemy skrycie
dla siebie.

. . : : M E N U : : . .

Przekłady i Publikacje

. . : : L I N K I : : . .