Swetła Georgijewa, Dom
Autor: admin. Kategorie: + Przyjaźnie bliskie i dalsze; Przekłady poezji; Swetła Georgijewa .
Dom
Zapragnęłam zbudować dom na tym szczycie wśród gór –
tam, gdzie gasnące słońce szuka miejsca na sen.
Okna będą wypełnione niebem muskanym przez wiatr,
przed progiem znużone drogi przystaną w kojącym cieniu.
Pokój w nim będzie biały, łóżko będzie śnić pieszczoty
i w oczekiwaniu na święto zastawię tam owalny stół.
Z paleniska dobiegnie szept wspomnień i rozświetlona cisza
przyniesie czysty dźwięk wina i zapach ciepłego chleba.
I zmierzch cicho roztoczy ulotną, pieszczotliwą tęsknotę,
A ja przysiądę na progu i długo będę milczeć.
Patrzeć na wędrujące gwiazdy, na drogę biegnącą w mroku,
odmierzać wieczność sekundami westchnień… I czekać.
Aż – trzepotliwy i lekki – przysiądzie ptak i zaśpiewa,
weźmie z moich dłoni ziarna i obdarzy ufną czułością.
Wzbije się, zostawi swój ślad na rozśpiewanym niebie,
a ja spróbuję uwierzyć, że istnieje piękno w rozstaniu…
A później pies się dowlecze, przynosząc z sobą pył i samotność –
podzielę się z nim kromką chleba, otworzę mu drzwi na oścież.
Położy się ostrożnie przy mnie, jakby czekał na rytuał losu,
i w jego przestraszonych oczach zobaczę ból znanego smutku…
Któregoś dnia (raczej wieczorem, w porze błękitnego ukojenia)
zobaczę, że drogą, tam w dole, ktoś zmierza w moją stronę.
I wiem, zdarzy się coś ważnego. To będzie szedł ten nieznajomy,
na którego me ręce czekają stęsknione. I znów poczuję smak wiatru.
Będzie już ciemno prawie, lecz jeszcze starczy nam światła,
by nasze cienie na białej ścianie mogły czule się dotknąć.
Na ścianie domu czule zatrzepocą, przezroczyście bose,
a potem dotkną się powoli przyciągane nieuchronnością losu.
I słowa staną się zbędne. A myśli – w śmiechu skąpane.
Siedzę na progu, zmierzch wdycham, zapatrzona na drogę.