Fedia Fiłkowa, Nic strasznego

Autor: admin. Kategorie: Fedia Fiłkowa, Nic strasznego; Przekłady poezji .

Fedia Fiłkowa (1950), bułgarska poetka oraz tłumaczka poezji i prozy niemieckiej. Wydała kilka tomików poetyckich: Cwetja s oczite na żeni (1981, Kwiaty z oczami kobiet), Neżen wyzduh (1986, Czułe powietrze), Risunki w mraka (1990, Rysunki w mroku), Krechko razpiatije (2000, Kruche ukrzyżowanie), Mojata Twoja ljubov (2009, Ta moja twoja miłość), Wtoro syrce (2009, Drugie serce), Nic strasznego,2015 (Niszto tymno, 2014), a także zbioru opowiadań Kobieta trzecia, 2015(Tretata żena, 2014). Po przemianach 1989 roku pracowała w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i Kancelarii Prezydenta RB, była również attache ds. kultury w Ambasadzie RB we Wiedniu (1992-1995) oraz w Berlinie (2005-2008). Laureatka w 1995 roku austriackiej nagrody państwowej za przekład artystyczny. Żona poety Nikołaja Kynczewa (1936-2007).

Fedia Fiłkowa

Nic strasznego

Przełożył Wojciech Gałązka

 

Zjawy

Wieczorne niebo wysyła księżycowe ptaki.
Będąc dzieckiem, bałam się nocnych zjaw.
Teraz są to po prostu ptaki. Lub zjawa,
jaka niebawem przyjmie wyraźne kontury.
Kwitnąca magnolia o zmierzchu

 

Kwitnąca magnolia o zmierzchu

 

Kwitnąca magnolia o zmierzchu

Siostrze

Raz na wiele lat rozkwita
drzewo życia.
To chwila, w której
sens istnienia
przybiera postać w żywej naturze.

 

Dzieciństwo

Czarne stają się moje oczy
od cieni rzucanych przez ptaki.
Wzlatuje w górę me serce,
jakby je kto wystrzelił z procy.
Dobra ziemia nadaje kształt
moim zabawom,
moim dniom –
nie ma nocy, abym nie śniła o niebie.

 

Szkic

Czym może być ten dziw nad dziwy,
co raźno zmierza ku horyzontowi?
Nad mym spojrzeniem staje się formą
starożytnej wschodniej pagody.
Obłokiem? –
materią, którą
nasza wyobraźnia się bawi
i spełnia nasze kaprysy.

 

Westchnienie

Wiatr,
ostatni tego świata przechodzień,
przejdzie tej nocy przez miasto.
Przywitajcie go uroczyście,
pomachajcie z radością
z okien samochodów i mieszkań,
dajcie mu policzek, by pogłaskał,
i pozwólcie mu w waszych włosach,
w waszych duszach zasiać zamęt,
nie obawiajcie się,
on to zrobi jakby od niechcenia,
byle je poruszyć,
po czym szybko skryje się
w ostatnim drzewie tam
na końcu miasta
i westchnie z mocą wichury,
jak to wiatr.

 

Kto by tam myślał o kwiatach zimą!

Wszystkie ogrody pod śniegiem.
Jedziemy sobie tramwajem.
Za mną jakiś głos kobiecy
udziela przez telefon wskazówek:
weź pelargonię z balkonu do domu,
miejsca zajmie tyle co kot, a kłopot żaden,
rośnie do góry, czerwona, uśmiechnięta…
Dziewczyna przede mną
też wisi na telefonie,
opowiada,
że śniła jej się polana w lecie
i pierwszy raz w życiu widziała fiołki.
Na zaszronionej szybie okna
Próbuję napisać rękawicą
FIOŁEK,
ale tramwaj naraz szarpie i staje.
Litery się rozbiegają,
my za nimi.

 

Witosza

Zaśnieżona góra na wyciągnięcie ręki.
Jedyne oparcie dla miasta,
w którym wszystko takie niepewne.

 

Ostrożnie

Na tę górę zimną
wiedzie dziwna droga…   (Hanshan)

Rok miniony jest broszką z granatami.
Łagodnie połyskuje na wyłogu jesieni
i jej igła wbita nie w materiał, a w ciało.
Błagam, wchodź ostrożnie na tę zimną górę!
Dni same toczą się na dół jeden za drugim.

 

Słowa

Bezkształtne, kłujące słowa.
Z moich palców kapie krew.
Uśmiecha się
kłujący, bezkształtny kaktus,
rozkwitając w miłym kolorze.

 

Późnym wieczorem, rozmyślając o wykładzie
chińskiego poety He Xiaozhu
podczas całkowitego zaciemnienia księżyca
               w dniu 15 czerwca 2011 roku

Chińskie drzewo marzy,
aby zamienić liście na ptasie pióra
i wraz z ptakami wzlecieć.
Tu w Sofii
pragnienie metamorfozy jest podobne:
moje zmęczone ciało pragnie skryć się,
zamienić się miejscem z księżycem,
pogrążyć się w jego niebiańskim cieniu.

 

Kropla deszczu

Kroplą deszczu jest jesień.
Lśni na policzku mężczyzny,
ten ciepłą dłoń na niej kładzie –
nikt nie powinien myśleć,
że płacze.
Wchodzi w sam środek nocy.
Żadnego wiatru znikąd,
nie nadciąga żadna burza –
dach nieba jest nadal
cały, caluteńki.

 

O miłości, o miłości…

Szukam dla ciebie sensu poza przestrzenią.
Spytam słowika
o źródło jego pieśni,
którą niebu prosto w twarz śpiewa.

 

Kawiarnia

Nie znam go w ogóle.
Ale mogę na niego patrzeć godzinami.
Pociąga mnie jego profil,
całe ciało,
pochylone nad książką
jak na źródłem.
Co on tam widzi w dole?
Tchnienie druku
wydaje z siebie kawa.

 

Odtąd

Ciemny i głęboki jak źrenica,
obłok przypadł do mojego okna,
wtulił się gdzieś do serca.
Mówił, że dość ma włóczęgi.
Przystałam na to, lecz odtąd
ogień błyskawic mnie pustoszy.

 

Co wystarcza

Już mi nie wystarcza jedynie wiedzieć,
że on gdzieś sobie żyje szczęśliwie.
Ale co ma wystarczyć?
Czyżbym koniecznie chciała widzieć co rano,
jak pochyla się pochłonięty swoimi myślami
i pośpiesznie zawiązuje sznurowadła?

 

Przezorność

Lekki cień, nic strasznego –
jedno twoje niepotrzebne słowo.
Należało machnąć na nie ręką,
ale wciąż mam ją zaciśniętą w pięść –
aby też nie wymówić go niepotrzebnie.

 

Analiza ciała

To był sen:
byłam w tłumie ludzi,
zobaczyłam tam i jego,
patrzył na mnie pewny siebie,
ale serce mocniej mi nie zabiło –
był jednym z nich.
Utorowałam sobie drogę.
Poszłam stamtąd przed siebie.
Ciało moje miało taką lekkość
uwolnione od myśli o nim.

 

Róża wiatrów

Między tak i nie,
co za bezkresna róża wiatrów,
stwierdza Cortázar,
jakby nas opisywał atramentowymi słowami
od pierwszej chwili:
kiedy zacząłeś iść do mnie,
kiedy ja zaczęłam do ciebie
i od kiedy
ty i ja,
nie i tak,
tak i nie
i ze wszystkich kierunków,
i ze wszystkich stron
wiatr jeden tylko, wiatr.

– Dlaczego nikt nie chce mieć we mnie oparcia? –
dziwi się rozkwitła róża wiatrów.

 

Białe jak śnieg, czerwone jak krew

Autoportret
Genko Genkow

Jak żyjesz dalej, kiedy los ci zakłada
siłą maskę i zakrywa twoją twarz?
Wiesz, że nie jesteś podobny do siebie – i sam
wzdrygasz się, oglądając siebie w oczach innych
jako nie siebie, ale zarazem jedyny, pamiętający
swój wygląd. Jak to jest, gdy biorą cię nie za ciebie?
W odpowiedzi – maska ściągnięta razem ze skórą –
krwawe skronie na czarnym tle podmiany.

 

Kolory przyrodzone
Iwan Georgijew-Rembrandt

Twój wizerunek zdaje się wypływać aż z dna morza –
z twarzą opuchniętą jak u topielca,
z oczami, chcącymi wyskoczyć z orbit,
pozbawionymi przyrodzonego koloru
i patrzącymi zielonkawą złością bezkresnej wody.

Przyszła mi ochota cię pogłaskać –
palce zatrzymały się na grudce farby.

 

Przepołowione jabłko
Dimityr Kazakow-Neron

1. Wnętrze przepołowionego jabłka
jest jak każde inne wnętrze –
niewidzialne.
Czy możesz namalować coś,
co jest niewidzialne?

– Mogę – on na to odpowiada –
ale najpierw muszę zjeść jabłko.

2. Wnętrze przepołowionego jabłka
przyciąga do siebie jak łono –
kobieta obok czuje dreszcz.

– Ja cię tylko namaluję – on na to powiada
i w jego śmiechu jest cała paleta barw.

 

W przyjaźni z gó
Iwan Canew-Margo

Styczeń. Wczesne popołudnie. Góra
jest jeszcze widoczna. Ale wiatr niesie ciemność
i domy małego miasteczka zaczynają świecić –
okruchy pośród śniegu, rzucone
szczodrą ręką. Powoli idziesz pod górę
stromą ulicą. Wszystkie bramy
z każdej strony są tak mocno zaryglowane
zaspami, że nawet do własnego domu
nie możesz wrócić bezszelestnie i bezszelestnie
zostawić na jego progu zmęczoną duszę.

 

Wiatr we wietrze

Wiatr we wietrze
Bei Dao

Martwy ptak,
wiszący na drucie w śniegu.
Martwa księga,
przeżarta czytaniem przez lata.
Góry, morze – zamarłe.
Wiatr we wietrze.
Nie ma drugiego brzegu.
Nie da się niczego dostrzec
w tej mgle wszechświata.
Dlaczego więc podajesz mi rękę?
Dlaczego więc biorę tę rękę ja?

 

Pętla ognista nad zmierzchającym światem

Mireli

Ponad tym, co widzimy, kołysze się pętla.
Kobieta się uśmiecha.
I podchodzi do niej.
Kobieta się uśmiecha.
Jedynie powietrze wciąż żywi nadzieję
i jedynie ono może się przerwać.

 

Około wpół do trzeciej po południu

Na dnie dnia,
mniej więcej
około wpół do trzeciej po południu,
kiedy już nie został
choćby najmniejszy ślad
po radości z przebudzenia się,
mniej więcej o tej porze
ból w prawej ręce
tak się wzmaga,
że ma się ochotę
oddzielić w sobie –
ciało,
w którym się nie chce być,
od głosu –
kojącego, usypiającego,
który będzie mówił,
mówił,
mówił,
póki
zapada noc.

 

Wizyta

Śmierć siostrą moją nie jest.
W niczym nie jest podobna do mnie
ta bezceremonialna osoba,
przychodząca
bez pukania
i rozsiadająca się bez pytania
na środku pokoju,
w środku dnia,
w południe życia,
podająca mi rękę,
czekająca, żeby ją powitać,
powtarzająca ciągle:
– Jesteś mi taka bliska.

 

Ciemność, skrywająca Boga

Tak wiele słów.
Tak wiele gestów.
Modlące się palce już dawno zgubiły drogę.
Chciałabym znaleźć ciszę i jasność –
by Jego głos usłyszeć,
by Jego twarz zobaczyć.

 

Rozmowa

Powiadasz mi –
nie jesteś sama,
na rękach mnie przenosząc
przez ból jak najdalej
i dlatego teraz świecą za mną
jedynie Twoje ślady.

Powiadasz mi –
postawię cię teraz na ziemi,
abyś mogła żyć dalej,
ale będę w pobliżu.

To ja pytam Ciebie –
jeśli przypadkiem ręce Ci osłabną
i przez następny ból
nie zdołasz mnie przenieść, co wtedy?

 

Ramię Zbawiciela

Kristel

Opowiedziałaś mi,
jak w chwili powrotu duszy do ciebie,
zobaczyłaś ramię Zbawiciela.
Tylko to –
ani udręczonego ciała na krzyżu,
ani krwawych łez wbitych gwoździ
i zwieszonej pokornie na prawy bok głowy –
jedynie Jego ramię –
nagie, białe
i nad nim żółte –
niczym cień niegasnącej świecy.

Nie czułaś żadnego strachu –
ani o siebie,
ani o Niego.

 

Ona

Przypomina drzewo
trafione przez piorun –
jak ociosany pień,
jak wyrwana z korzeniem.
Rzeka płynie,
ale już nie jest lustrem dla niej,
nawet nie rzuca cienia.

 

W oczekiwaniu

Zdejmij modlitewną rękawicę!
W niczym nie była ci pomocna.
Nawet cię potem nie powiodła
przez głębokie zapadliska płaczu
i musiałaś sama wyplątywać się
z żylastych korzeni, wczepionych
do czerwoności w twoje żyły cienkie.
Teraz siedzisz na skraju łez
i czekasz,
czekasz aż ustąpi
i woda czarna,
i biała,
i wszystko.

 

Odległość

On mieszka na słonecznej polanie.
Żywi go ptak niebiański
rano, w południe, wieczorem.

Rano, w południe, wieczorem
przyzywam go po imieniu –
nie słyszy i tylko się śmieje.

 

Coraz wyżej, coraz wyżej

Nikołajowi

Poczekaj, podaj mi rękę,
żeby razem wspiąć się po tej drabinie.
Ziemia tu zległa i ma wymioty
od ciągłej karuzeli życia.
Bez ciebie kręci mi się w głowie.
Poczekaj, podaj mi rękę!

 

Motyle

Czuję chłodny powiew motylich skrzydeł.
– Motyle są moim wachlarzem! –
uśmiecha się sąsiadka,
wchodząc z domu
w rozżarzone przez sierpień powietrze.
– W motylach cała moja nadzieja! –
dodaję po cichu i wyobrażam sobie
jak trzepot motylich skrzydeł
wzbija słup wiatru ponad światem
i pomaga ci zejść
z górnej ziemi do mnie.

 

Kto ocali miłość?

László Nagy
Borianie Terzijewej i
Płamenowi Dojnowowi

Po drugiej stronie rzeki śmierci
krwawiącej – między zębami – miłość
ocalę ja,
ocalisz ty,
ocali on,
ocali ona.
I gdy dotrzemy na drugi brzeg,
damy ją do ciepłego, jasnego pokoju,
żeby mogła sobie pospać do woli
w małżeńskim łożu.
Małe skrzypeczki świerszczy
zagrają jej serenadę.
A ja, ty, on, ona
umyjemy zęby z krwi.

 

Ostatnie pogodne dni

Ostatnie pogodne dni.
Po nich przyjdą wiatry,
zrobi się mroczniej,
poczujesz ból
i sam z siebie stracisz ochotę,
by zniknąć gdzieś we mgle.

 

Pochwała

Matki,
która gotowa
nas wszystkich z siebie wydać.
I ziemi,
która gotowa
nas wszystkich do siebie przyjąć.

 

Znaki od losu

Już drugi ranek
po parapecie z drugiej strony okna
spaceruje sobie wiewiórka –
prawdziwa, z puszystym ogonem.
A dziś na balkonie
wylądowało pióro –
ogromne, białe –
jak przez śnieżnego ptaka zesłane.
Nie rozumiem:
takie piękne znaki od losu,
a życie już chce sobie pójść
i zostawić mnie samą.

 

Spróbuj dziś

Rumieniec na policzku kobiety –
rumiane światełko
na rozświetlającej się twarzy nocy.
Jest rano.
Wczesne rano.
Piszesz bardzo smutne wiersze,
mówisz do mnie
i dodajesz,
życie jest jedno,
spróbuj dziś,
zostaw otwarte drzwi.

. . : : M E N U : : . .

Przekłady i Publikacje

. . : : L I N K I : : . .