Dragomir Petrow, Jesień w Sozopolu
Autor: admin. Kategorie: Dragomir Petrow; Przekłady poezji .
Jesień w Sozopolu
Czy zdołasz, Sozopolis, wybawić mnie znowu,
czy przygarniesz mnie jak galerę znękaną
w bezmyślnej walce na swoje brzegi pachnące,
obwieszone lepkimi gronami? O, przygarnij mnie!
Wybaw od losu wahadła rozkołysanego
między znużeniem i bólem. Wybaw znów
kochanka wzgardzonego, żałosnego niby-narzeczonego
sławy. I zaspokój wszystkie pytania, Sozopolis!
Bo pod winnicą na tym podwórzu głębokim, z pelargoniami
w donicach wzdłuż ścieżki i z kolorową ucztą
astrów i i georginii pachną
figowce i murszeją drewniane strzechy w zmierzchu.
Greczynka, o rysach powtarzalnych z dawien dawna
w srebrnych lustrach, na ikonach, w studniach
i na marmurach spękanych, nalewa wino
ręką z młodego i smagłego ciała, znów zmarszczkami
porysowanego, a jej wspomnienia z balastem statków
rozbitych i topielców, modlą się o wieczny spokój dla nich.
Wytchnienia pragnie morski żywioł, znękany
ciągłym podmywaniem ludzkich ostoi, ach,
wytchnienia pod starą winoroślą, w zaciszu tego podwórza,
gdzie słabną i ogromnieją cienie
w aromacie owoców i gnijących kwiatów,
który wypijamy z winem. Daremnie stary
rybak będzie łatał sieci. Już dawno odpłynęły
ławice wiosennej makreli i ustały połowy.
A dziura, którą łatasz, starcze, będzie rosnąć
wbrew twym staraniom tak długo aż złowisz
morze. Ach, zapada tak błogo pachnący zmierzch,
kochana, nie trać nadziei, wyciągnij rękę alabastrową
ku ciemnym gronom, uśmiechnij się, jeszcze jest czas.